Szedł sobie porzucony piesek ul.
Górczewską na Woli. Był głodny, bo nie upolował nic od dwóch dni. Postanowił zajrzeć do śmietnika przy ulicy Wawelberga, uśmiechnął
się do siebie w myślach, jest duża szansa, że jeszcze coś tam będzie, MPO znowu się opóźnia z odbiorem śmieci, słyszał o tym podsłuchując rozmowę dwóch Pań, które stały na ulicy. Poza tym jest miseczka, gdzie dobrzy ludzie przynoszą resztki jedzenia. Z tą nadzieją szybko chciał przejść na drugą stronę ulicy.
Tym
razem jednak nie zdążył, wpadł pod przejeżdżający samochód. Gdy ocknął się
z szoku, poczuł, że bardzo boli go łapka i cierpiąc przenikliwie zaskowyczał.
Usłyszał to mieszkaniec z ul. Deotymy, który wracał zmęczony z pracy. Człowiek
ten, kocha zwierzęta jest uczynny i chętny do pomocy.
Gdy zobaczył cierpiącego pieska nie zastanawiając się ani chwili dłużej pobiegł
mu na ratunek. Piesek spojrzał na niego smutnymi oczami. Miał sympatyczny pyszczek, wzruszył się człowiek i natychmiast zabrał go z jezdni na pobocze, troskliwie do niego przemawiając.
- już nie jesteś sam. Teraz leż
spokojnie. Zaopiekuje się Tobą, wszystko będzie dobrze, zobaczysz wyzdrowiejesz.
Piesek mimo, że bardzo go bolało poczuł się lepiej, bo właśnie pomyślał, że w końcu znalazł przyjaciela.
W tym
czasie podszedł do nich policjant i znudzonym głosem zapytał.
- czy to Pana pies ?
Człowiek bez zastanowienia odpowiedział:
- tak może być mój.
- tak może być mój.
Wtedy Policjant powolnym ruchem ręki wyjął blankiet i wystawił mandat o treści:
Kowalskiego pies wtargnął na jezdnię tj. art. 91 kw, mandat w wysokości 50 zł.
Człowiek spojrzał się na policjanta ze zdziwieniem. Postanowił jednak zapłacić, bo nie chciał, aby mu odebrano psa. Znajomość przepisów prawnych
nie była jego mocną stroną. Ogólnie wierzył w sprawiedliwość i myślał, że jeżeli nic złego nikomu nie zrobił, to również nikt nie będzie chciał go skrzywdzić.
Pies w końcu wyzdrowiał. Człowiek i pies razem wiedli spokojne i szczęśliwe życie, pies miał swoją miskę, dom i nie wiele więcej od życia oczekiwał.
Pewnego zwyczajnego dnia przyszedł Jurek listonosz z listem poleconym z Sądu za
potwierdzeniem odbioru.
Człowiek odebrał list i zaciekawiony czyta z wypiekami na twarzy. Przeczytał, ale właściwie nie bardzo mógł zrozumieć co tam jest napisane i o co właściwie chodzi.
- westchnął. Eh ten urzędowy język.
Skupiony czyta drugi raz i trzeci raz, aż wreszcie go olśniło:
- westchnął. Eh ten urzędowy język.
Skupiony czyta drugi raz i trzeci raz, aż wreszcie go olśniło:
Kowalski ma zapłacić 15 tys. odszkodowania za naprawę zniszczonego samochodu
przez jego psa, który wtargnął na drogę....
Gdy w końcu zrozumiał tą historyjkę, z wrażenia spadł z krzesła, parsknął
śmiechem i powiedział.
- niewiarygodne, co za HECE wyprawia się w tych sądach.