piątek, 6 lutego 2015

Przyjaciel zwierząt


    
      Szedł sobie porzucony piesek ul. Górczewską na Woli. Był głodny, bo nie upolował nic od dwóch dni. Postanowił zajrzeć do śmietnika przy ulicy Wawelberga, uśmiechnął się do siebie w myślach, jest duża szansa, że jeszcze coś tam będzie, MPO znowu się opóźnia z odbiorem śmieci, słyszał o tym podsłuchując rozmowę dwóch Pań, które stały na ulicy. Poza tym jest miseczka, gdzie dobrzy ludzie przynoszą resztki jedzenia. Z tą nadzieją szybko chciał przejść na drugą stronę ulicy. 
       Tym razem jednak nie zdążył, wpadł pod przejeżdżający  samochód. Gdy ocknął się z szoku,  poczuł, że bardzo boli go łapka i cierpiąc przenikliwie zaskowyczał. Usłyszał to mieszkaniec z ul. Deotymy, który wracał zmęczony z pracy. Człowiek ten, kocha zwierzęta jest uczynny i chętny do pomocy. 
       Gdy zobaczył cierpiącego pieska nie zastanawiając się ani chwili dłużej pobiegł mu na ratunek. Piesek spojrzał na niego smutnymi oczami. Miał sympatyczny pyszczek, wzruszył się człowiek i natychmiast zabrał go z jezdni  na pobocze, troskliwie do niego przemawiając.
- już nie jesteś sam. Teraz leż spokojnie. Zaopiekuje się Tobą, wszystko będzie dobrze, zobaczysz wyzdrowiejesz.
     Piesek mimo, że bardzo go bolało poczuł się lepiej, bo właśnie pomyślał, że w końcu znalazł przyjaciela.
     W tym czasie podszedł do nich policjant i znudzonym głosem zapytał. 
- czy to Pana pies ? 
Człowiek bez zastanowienia odpowiedział:
- tak może być mój.
      Wtedy Policjant powolnym ruchem ręki wyjął blankiet i wystawił mandat o treści:
    Kowalskiego pies wtargnął na jezdnię tj. art. 91 kw, mandat w wysokości 50 zł.
            Człowiek  spojrzał się na policjanta ze zdziwieniem. Postanowił jednak zapłacić, bo nie chciał, aby mu odebrano psa. Znajomość przepisów prawnych nie była jego mocną stroną. Ogólnie wierzył w sprawiedliwość i myślał, że jeżeli nic złego nikomu nie zrobił, to również nikt nie będzie chciał go skrzywdzić. 
            Pies w końcu wyzdrowiał. Człowiek i pies razem wiedli spokojne i szczęśliwe życie, pies  miał swoją miskę, dom i  nie wiele więcej od życia oczekiwał.
            Pewnego zwyczajnego dnia przyszedł Jurek listonosz z listem poleconym z Sądu za potwierdzeniem odbioru.
            Człowiek odebrał list i zaciekawiony czyta z wypiekami na twarzy. Przeczytał, ale właściwie nie bardzo mógł zrozumieć co tam jest napisane i o co właściwie chodzi.
       -  westchnął. Eh ten urzędowy język.
  Skupiony czyta drugi raz i trzeci raz, aż wreszcie go olśniło:
            Kowalski ma zapłacić 15 tys. odszkodowania za naprawę zniszczonego samochodu przez jego psa, który wtargnął na drogę....
            Gdy w końcu zrozumiał tą historyjkę, z wrażenia spadł z krzesła, parsknął śmiechem i powiedział.
- niewiarygodne, co za HECE wyprawia się w tych sądach.